Jeśli dwa poprzednie wydawnictwa HORUS CyclicDaemon można skojarzyć ze środowiskiem dark ambientowym, to płyta o cokolwiek zabawnym tytule Uki Uki nie ma z nim zbyt wiele wspólnego. Ale tak jak w przypadku każdego wydawnictwa HORUS CyclicDaemon, jest to pozycja godna uwagi. Wydanie może odrobinę zawodzi (cóż, to ledwie digipak), natomiast muzyka ani trochę.

Z czym w zasadzie mamy do czynienia? Roricat to para Rosjan, Julica i Eugene, którzy na Uki Uki stworzyli swój własny wielobarwny świat. Psychodelia to najlepsze określenie, choć nie mówimy tutaj o gatunku. Im udało się stworzyć tętniącą życiem, bulgoczącą lawę za pomocą instrumentalnych miniaturek, w których nie sposób się nie zakochać. A wystarczyło do tego trochę quasi-analogowej elektroniki i nieco sennych gitar przyprawionych szczyptą halucynogennych melodii.

Skojarzenia, które wywołuje we mnie Roricat są naprawdę sprzeczne. Dadaistyczna nutka The Residents, wulkaniczne ciepło islandzkich wykonawców pokroju Slowblow, rytmiczny hipnotyzm kraut rocka bliskiego Neu!, staroświeckie brzmienie Stereolab, elektroniczny eklektyzm wydawnictw Morr Music… Tak właśnie wyglądające kamyczki znajdują się w ogródku przy domku Roricat. Takiego domku, który został sportretowany w filmie „Zakochani widzą słonie“.

Roricat podobno pochodzi z samej Syberii. Nie wiem jak to możliwe, żeby w takim klimacie tworzyć tak ciepłe, abstrakcyjne, wielobarwne brzmienia. Chyba że to reakcja obronna lub rodzaj terapii. Płyta w każdym razie w sam raz na rozbudzenie wiosny w środku zimy.

[orwell]